Kiedyś nosiłam glany. Ciało ukrywałam pod ciemnymi swetrami, słuchałam punkowych zespołów, a religia, którą wyznawałam, zawierała się w tekstach Kazika. Nie bałam się spoconego tłumu na koncertach, na wakacje jeździłam pod namioty, a po cichu marzyłam o długowłosym gitarzyście. Byłam wtedy przekonana, że się buntuję. Teraz widzę, że te wszystkie „alternatywne” zachowania miały z buntem niewiele wspólnego (no może poza spektakularnym bojkotem studniówki). Wpisywały się raczej w mało oryginalny schemat naburmuszonej, skłóconej ze światem nastolatki. To był jednak dobry schemat. Dzisiaj wspominam go z nostalgią.
Z wiekiem stawałam się coraz bardziej otwarta na inne muzyczne bodźce i na innych ludzi. Na tym chyba zresztą polega wyrastanie z subkultury – na otwieraniu się na świat. Teraz jestem otwarta, można by rzecz – na oścież. Moje muzyczne sympatie to wielobarwny tygiel stylów, smaków i fascynacji. Dzisiaj też, zupełnie nie tak jak za tamtych "mrocznych" czasów, mam słabość do tego, co kiczowate. Stąd moja miłość do lat 80, glamouru, legginsów i fitnessu.
I z tej okazji mam zamiar zalać Was falą klipów z lat 80., błyszczących, słodkich, bardzo cielesnych i rozkosznie szalonych. Nie będą to jakieś tam przypadkowe klipy. To będzie MUZYKA FILMOWA (yeah!). Czołówki, piosenki, fragmenty, które czasami służą mi jako skuteczny motywator, przy których lubię się porozciągać (trochę w duchu Jane Fondy) i z których czerpię kosmiczną energię. Obciach? A co mi tam! :)
Zapraszam więc na paradę obciachu!
Na początek kawałek "aerobowy". Znam go na pamięć. Jego podkręcona wersja to część muzycznego podkładu z zajęć fitnessu, na które uczęszczam (jako fanka lat 80. jakiż inny sport mogłabym uprawiać?). To energetyczna Irene Cara i jej oscarowe „Fame” z musicalu o tym samym tytule. Warto wspomnieć, że ta wątła wokalistka zaledwie trzy lata później zaśpiewała kolejną piosenkę docenioną przez Akademię, czyli „What a Feeling" z filmu „Flashdance” (stąd pochodzi również przebojowy „Maniac”).
Tak, jestem fanką „Top Guna”. Jestem też fanką Kenny’ego Logginsa. A trzeba Wam wiedzieć, że ścieżka dźwiękowa ze słynnego filmu Tony’ego Scotta to nie tylko przytulaśne „Take My Breath Away”, ale także takie energiczne nuty, jak "Danger Zone" oraz "Playin' With The Boys".
–
Znacie ten głos, prawda? Tego brodatego, ekstatycznie wykrzywiającego swoją twarz podczas śpiewu gościa możecie również pamiętać ze słynnego „Footlose” z Kevinem Baconem.
Choć ja znacznie bardziej lubię ten footloose’owy wałek w jego wykonaniu:
Od „Amerykańskiego żigolaka” rozpoczęła się moja sympatia do Richarda Gere’a. Wcześniej kojarzył mi się wyłącznie z mdławym wizerunkiem siwawego eleganta. Tymczasem okazało się, że jego wcześniejsza filmografia aż kipi od nieokiełznanego testosteronu. Fakt, że aktorsko nie zawsze wszystko mu wychodzi (Gere ma na przykład taki irytujący zwyczaj mrugania oczami, szczególnie kiedy próbuje odegrać zdziwienie/zmieszanie), nie przekreśla to jednak jego świetnej prezencji i napiętej jak struna charyzmy. Już sama czołówka „Amerykańskiego żigolaka” dała mi sygnał, że film przypadnie mi do gustu.
Jeśli już jesteśmy przy czołówkach z pędzącymi przez ulice w swoich pojazdach facetami, wypada też podrzucić klip z „Czarnego deszczu” Ridleya Scotta z Michaelem Douglasem. W tle śpiewa Gregg Allman (były mąż Cher i kilku innych kobiet, także były narkoman), piosenka pt."I'll Be Holding On".
No dobra. A teraz trochę punku, czyli wracamy do korzeni. Co prawda to trochę taki różowy punk, ale jesteśmy przecież w latach osiemdziesiątych, a do tego w rejonach młodzieżowej kinematografii. „Dziewczyna w różowej sukience” to przesympatyczna komedia, w której wystąpiły dwie ówcześnie wielkie gwiazdy filmów o high schoolu, trudnym wejściu w dorosłe życie, szczerych przyjaźniach i pierwszych miłościach: Andrew McCarthy oraz (cudnie ruda) Molly Ringwald (mały i irytujący epizod zagrał tu również James Spader).
Zwalniając tempo, podrzucam kolejny amerykański klasyk, czyli piosenkę z czadowego filmu o nastoletnich wampirach (!!!) pt. „Straceni chłopcy” Joela Schumachera. Posłuchajcie, bo jest magia.
Schumacher ma na koncie jeszcze inny, młodzieżowy hit, czyli “Ognie św. Elma” z kapitalnie kolorową obsadą. Wystąpili tu między innymi: Emilio Estevez, Rob Lowe, Andrew McCarthy, Demi Moore i Andie MacDowell. Wszyscy piękni i młodzi. Filmowi towarzyszyła dokładnie taka ścieżka dźwiękowa, jakiej można by oczekiwać od amerykańskiego kina lat osiemdziesiątych.
Ówczesną gwiazdą młodzieżowych filmów był również John Cusack. Jeszcze niedawno okrutnie irytował mnie ten typ. Dopiero gdy sięgnęłam po jego wcześniejszą filmografię, wezbrała we mnie nieoczekiwana fala sympatii. Oglądaliście słynne „Say Anything…”? To filmowy i bardzo udany debiut Camerona Crowe’a, specjalisty od historii ciepłych, pełnych uroku, filmowego balsamu dla duszy. Cusack jako po uszy zakochany, trochę nieokiełznany i sympatyczny nastolatek wypada tu nad wyraz sugestywnie. Scena, w której otwiera przed koleżanką swoje rozdarte serce, stając pod jej oknem z uniesionym w rękach boomboxem, to jedno z najfajniejszych, filmowych wyznań miłosnych ever. Cameron Crowe potrafi świetnie kierować emocjami widza właśnie za pomocą dobrze dobranej i uwydatnionej w odpowiednich momentach muzyki. Dawał temu dowód również w swoich późniejszych filmach („U progu sławy”, „Jerry Maguire”).
Kawałek, który dobiega z boomboxa to "In Your Eyes" Petera Gabriela.
„Ryzykowny interes” to absolutny top wśród ówcześnie masowo powstających filmów o młodzieżowej tematyce. Ani trochę głupkowaty, uroczy, wciągający. W rolach głównych: nieopierzony jeszcze Tom Cruise i bajeczna Rebecca De Mornay. On jako nastoletni uczeń liceum z ambicjami, ona jako dziewczyna lekkich obyczajów. Ich spotkanie przynosi wiele kłopotów, ale i jedną z najbardziej z niezwykłych i wbijających się w pamięć filmowych scen seksu (scena ta bez wątpienia zasługuje na osobny wpis). Historię wzbogaciła najpiękniejsza z całego dorobku Phila Collinsa ballada pt. "In the Air Tonight".
No a jeżeli jesteśmy już przy seksie, nie mogłoby tu zabraknąć tego filmu i towarzyszącej mu muzyki:
Nie kończmy jednak tego spotkania zbyt ckliwie. Czas na porządne tąpnięcie. Jeśli brakuje Wam energii i chęci do życia, zobaczcie jak Rocky przygotowywał się do walki z Drago. Nikt tak nie skacze na skakance jak Sly!
Posłuchajcie też brata Stallone'a, który choć czasami pojawiał się na ekranie, to serce oddał muzyce. "Far From Over" to piosenka ze ścieżki dźwiękowej z "Gorączki sobotniej nocy".
Oczywiście listę tę można by jeszcze wzbogacić o masę kolejnych kawałków, dzieląc ją przy okazji na gatunki filmowe lub zastosować jakiś inny, słuszny klucz doboru. Daruję sobie jednak. Mam bowiem wrażenie, że szala obciachu już się przelała. —
Mam tylko jedno do powiedzenia: „You better call Kenny Loggins ’cause you’re in the DANGER ZONE!!!” <3 Uwielbiam.
:D Nie mogłabyś nie lubić ;)
Moje klimaty z tamtych lat to Phil Collins, Roxette, Bon Jovi, Billy Idol – fajnie tak powspominać :)